poniedziałek, 4 czerwca 2012

Tytuł3

Kryzys człowieczeństwa. Szczerze mówiąc nie wiem czy tak się nazywa to uczucie, ale na potrzeby tego co ze mną się teraz dzieje użyję takiego sformułowania. Sformułowanie to w miarę jest czytelne więc nie będę się rozwodził nad tłumaczeniem, mam nadzieje, że wszyscy w lot pojmą o co chodzi.
Zastanawiałem się, od kiedy mogę powiedzieć o sobie, że co najmniej myślę, co datuję na jakiś dwudziesty rok mojego życia, kiedy mnie coś takiego dopadnie. Kiedy zwątpię w ludzi i to, że po ludzku się umieją zachować. Myślałem nawet, że kilka razy już mnie takowy dopadł i przeszedł bez większego echa, nie skłaniając mnie nawet coby napisać, albo wspomnieć jakkolwiek o tym. Zostawiłem jednak margines wątpliwości co do tego, że to nie było to, albo że był na tyle słaby żeby nie wywołać we mnie zmian. Tak więc żyłem dalej czekając na to żeby mieć to możliwie najszybciej za sobą. Mijały wybory do parlamentu, katastrofy, nienaprawione ulice, ludzie niesolidni i okrutni, morderstwa i gwałty wszystkie te okrutne rzeczy, które wywoływały we mnie poruszenie, gniew czy chociaż nie pozwalały zasnąć w nocy. Tymczasem niespodziewanie uderzył we mnie w najmniej spodziewanym momencie, w momencie kiedy byłem pewien ludzkich uczuć, odruchów etc. Po raz pierwszy w życiu, bądźmy szczerzy niezbyt długim oraz bądźmy szczerzy razy dwa niezbyt wypełnionym dramatami, musiałem stawić czoła śmierci. Myślę, że dosyć długo było mi dane zastanawiać się co będę czuł jak mi ktoś bliski wykopyrtnie, czy będę płakał, czy w smutku milczał godzinami, czy będę się umiał śmiać, czy może zachowam dostojny spokój. Im dłużej czekałem na śmierć tym trudniej było mi się pogodzić z tym, czy w ogóle uwierzyć w to, że ona jeszcze nadejdzie. No i w końcu się doczekałem. Co z kryzysem pewnie pytasz się teraz, czy zapomniałem, otóż nie bo ten wstęp był potrzebny do nadania tła potworności jaka się teraz rozgrywa. Owa zgroza, która Cię teraz przejmie jest dla mnie zupełnie zrozumiała. Kryzys człowieczeństwa który mnie dopadł, od którego zacząłem cały wywód nie bierze się od gwałcicieli, morderców koprofagów, kanibali, feministek czy partii politycznej pedofili, kryzys bierze się ode mnie. Pierwsza śmierć w moim życiu, śmierć mojego dziadka (kochanego, setki wspomnień pięknych z huśtawek i z łowienia ryb i z gum turbo albo kaczor donald które mi kupował jak się upił na tamie nad Wisłą, razem z kolegami wędkarzami) ja nie czuje nic. Mówiąc, że nie czuję nic, nie chodzi mi o pustkę po dziadku, Ja nie czuję nic, nie zrobiło to na mnie wrażenia, tzn było mi smutno przez chwilę, ale szybko mi to minęło i po powrocie do domu bez większych ceregieli zwaliłem sobie konia. Teraz chodzę przybity bo w całym swoim narcystycznym zadufaniu, jestem przygnębiony nie śmiercią ukochanego turbo kaczor donald dziadka, tylko swoim wynaturzeniem. Swoim zwierzęcym brakiem uczuć wyższych. Swoją bezduszną i okrutną miernością społeczną.
Ale proszę was, jak nie chcecie słuchać mnie, to niech proszą za mnie ludzie którzy nigdy nie przejdą takiego kryzysu człowieczeństwa, nie skreślajcie mnie z listy rozwiniętych emocjonalnie, unormowanych społecznie. Ja się postaram, ja obiecuję, że na następną kurwa śmierć przygotuję litanie smutku i ukorzę się pod batem czarnej żałoby.

sobota, 17 marca 2012

Tytuł2

Spotkałem ostatnio siebie na rozdrożu, gadaliśmy ponad cały dzień. I idziemy na przełaj, tak się umówiliśmy. Głównie gadaliśmy o tym dlaczego właściwie stoimy tutaj na tym nieskończonym skrzyżowaniu z nieskończoną ilością dróg do wyboru. Mówił, że właściwie czuje się dziwnie dlatego, że czuł coś czego jeszcze nigdy wcześniej nie czuł. Ja się spytałem czy chodzi mu o wyrzuty sumienia. Odpowiedział mi, że to bardzo prawdopodobne, że prawdopodobnie to właśnie to, ale myślał, że skoro nie ma duszy to skąd do chuja pana wzięłoby się coś takiego. Spytałem czy wie dlaczego właściwie je ma. I wtedy on zaczął mówic dużo różnych rzeczy, ja spróbuje to jakoś sparafrazowac bo te wszystkie bełkotliwe wyznania niespełnionego pojeba z pijackimi inklinacjami mogą doprowadzic do naprawdę nieznośnego bólu głowy i suchości w gardle. No więc to leciało mniej więcej tak, że on właściwie bardzo długo nie wiedział wobec kogo ma czuc to całe wyrzucanie sumienia bo lista osób była ekstremalnie długa, ale że ostatecznie doszedł do smutnego wniosku, że tak naprawdę czuje te wyrzuty sumienia względem mnie, mówił coś o tym, że jest w stosunku do mnie sadystyczny, że znęca się nade mną psychicznie, że mnie okłamuje notorycznie i teraz czuje się głupio i chciałby to wszystko naprawic, powiedział mi że wyrzuty sumienia powodują u niego mdłości i że co ma zrobic się spytał. Ja z bólem głowy szukając puszki koli bo słona suchośc w ustach odłożyła się juz milimetrową warstwą, mówię mu, że to podstawa naszej relacji, że tak ma byc bo właśnie dlatego każdy z nas może zachowac odrębnośc i powiedziałem mu jeszcze, że te wyrzuty sumienia miną same i nie możemy wybrac żadnej z tych dróg bo każdy wybór będzie silnie związany z kłującym w potylice uczuciem, które miał ostatnio szanse poznac, dlatego musimy stojąc tutaj na tym nieskończonym skrzyżowaniu przestac myślec, skończyc tą gadanine i z zamkniętymi oczami pobiec gdzie tylko kurwa popadnie "Dlaczego idziemy na przełaj?" Pytam go.
"Mam dosyc ciągłego wybierania i że to zdecydowanie za duże skrzyżowanie. Jak wpadniemy na siebie na następnym rozdrożu to może będzie miało mniej ulic a pozatym bezmyślny bieg przełajowy będzie zajebisty." Mowię mu.

czwartek, 2 lutego 2012

tytuł1

nie wiem za bardzo co myślec. ostatnio dziwnie się dzieje. dziwnych ludzi widzę częściej niż moich znajomych. moich znajomych coraz mniej mogę znosic, wszystko poza uczelnią coraz mniej mogę znosic do tego dochodzi znoszenie siebie i dochodzi znoszenie rodzicow. a najgorsze w tym wszystkim jest znoszenie jajek. nie tak latwo jest je przepchac przez drogi rodne.

piątek, 2 września 2011

szten na nazwisko del mam

niedziela, 15 sierpnia 2010

20

Prawda, skąd tyle bólu w niej siedzi. Ile bólu, ile cierpienia. Jakże trudno jest mi żyć tylko w prawdzie, skoro umiem stworzyć kłamstwo które wyściela mi drogę przez życie najmiękkszą tkaniną. I mi matka mówiła i ojciec i katecheta, że kłamstwem należy się brzydzić. Kiedy ja się w kłąmstwie lubuję, kiedy dla mnie snucie histori dla prawdy zamiennych jest jak pisanie oskarowego scenariusza, kiedy ja potrafie wytłumaczyć sobie że to kłamstwo spowoduje, że nie tylko mi będzie lepiej ale że ktoś będzie dumny, że ktoś w miłość uwierzy, że zaufanie nawet na kłamstwie można zbudować. Czemu wszysycy chcą się tak unieszęśliwiać prawdę poznając, jeżeli można być o tyle szczęśliwszym czegoś nie wiedząc, przy każdym przeto ludzkim pasie dynda sakwa pełna wstydu i mroku, czemu cały wstyd, cały mrok mamy wylewać na świat, po to tylko żeby ludzie o tym wiedzieli? Po to żeby się goryczą napełniali? Żeby tylko więcej smutku i nienawiści było na świecie? Ludzie się nie zmienią, zawsze będą źli, zawsze będą mieli uprzedzenia, zawsze będą taplali się w basienie krytyki i dupoobrabiactwa. Co to powszechna szczerość? Da ona to, że ludzie przestaną się nawzajem jak śmieci traktować? Będą robili rzeczy których się potem nie będą musieli wstydzić? Nie, ludzie się nie zmienią dla prawdy. Ludzie pozostaną tak samo nieludzcy jak są teraz, będą skrajni i będą nienawidzić a powszechna prawda wylewająca się każdego dnia z ust, z telewizorów z ekranów komputerów, zatruwała by ich nieludzkie dusze, prawda jest okrutna, prawda jest taka że ludzie potrzebują kłamstwa, ludzie potrzebują kłamstwa jak telnu, prawda jest trucizną dla ludzkiej szczęśliwości. Jest jedno tylko przeciwskazanie dla kłamstwa bądź dwa, jedno jest takie, że ma krótkie nogi a drugie jest takie że w nadmiarze kłamstwo stanie się prawdą i wtedy będzie niebzpiecznie trujące. Nie można tylko kłamać nie można tylko mówić prawdy, trzeba się zdystansować i zrefleksować kiedy kłamstwo ma racje bytu a kiedy fałszuje rzeczywistość na tyle, że wszystko staje się fikcją, że życie zaczyna przypomniać książkę, ale czy nie tego wielu ludzi chce?
Najbardziej obrzydliwe jest to, że w to wierzyłem, że można sobie znaleźć wygodną, bezpieczną przestrzeń oparta na kłamstwie. Nie można życie kończy sie w momencie zatracenia granicy między kłamstwem a prawdą. Ja już nie jestem człwiekiem jest samym mięsem szukającym uciech dla ciała i teraźniejszości, a ludzie powinni czasem być nieszczęśliwi.

środa, 28 lipca 2010

19

Panowie Bielewicz i Bublański po dwóch latach nadzwyczaj udanego współrzycia postanowili rozstać się w najgorszych dla obu pederastów okolicznościach. Obaj niefotunnie doprowadzili do niebezpiecznej sytuacji w której każdy z nich wyprany byl z życia społecznego, w czasie w którym każdy swoim ochydnemu zwiazkowi poświęcił wszelkie kontakty ze swoimi starymi niedokońca spedalonymi znajomymi. Tak więc u skraju znudzenia sobą nawzajem, w okresie w którym normalność i przeciętność ich związku zalewała ich po uszy, postanowili przestać oszukiwać siebie nawzajem i w zgodzie ale z dużą dawką niechęci postanowili wnieść wiecej urozmaicenia w swoje życie, zaznać smaku innej spermy, poczuć w sobie innego, nowego kutasa.

***

Mieli przed sobą wielkie plany, czytali różne książki, oglądali rózne filmy, dzieki czemu stworzyli sobie obraz w głowach wielkiej miłości, burzliwej i na zawsze. Tymczasem po 3 miesiącach niepokoju po tym jak pierwszy raz poczuli na sobie swoje białkowe oddechy zaczęli się stabilizować, regularność i ecstasy zaczęły dominować w każdym kolejnym tygodniu, zaczęli puszczać bąki w swoim towarzystwie, czasem robili sobie lody tylko po to zeby mogli już iść spać, gejkluby zaczęły im przypominać alkoholowo-narkotyczne uniesienia które miały dominować nad ich spokojną miłością.

***

cdn.