czwartek, 26 lutego 2009

baise

Im więcej piszę, im częściej, im im im. Tym dokładniej rozważam znaczenie słowa chujowy. Potem zastanawiam się po raz enty, co to znaczy pierdolić. A potem zaczynam pisać. Potem kończe. I się zastanawiam, myślę. I co? I jest chujowo? Za dużo pierdolenia? Rozważam. No i jak? I albo całą grafomanię wypieprzam, albo poprawiam.

..

Ale na to potrzeba czasu. Zastanawiająco niewiele mi, kretynowi, zajęło było dojście do tego. Żeby nie było tak, że się zbytnimi emocjami unoszę. Ale unosiłem! Ale! Już nie. Już rozważam. I słowa i literki. I nie, że kurwa emocje, na kartce, wybuchające wulkany, gejzery parzące. Tylko kurwy wypasione, te emocje. Nie pączkujące. Tylko kurwa górnolotne! Bo przemyślane. To taka grafomania już nie pełzająca, srająca w pampersy, pieluszki. Tylko taka na czworaczka przez przedpokój z kijkiem w dziąsłach popierdalająca. Co już nocnika szuka, żeby się wysrać. Już przy meblach wstaje i sie przesuwa. Może jeszcze odległości do łydki ojca bez trzymanki nie pokona. Ale już na prostych kolanach. Już bez szorowania po podłodze. Już przy meblach i całą długość od telewizora (a guziczek też naciśnie) do ściany za kanapą. Ale łydka taty już czeka! Już tam ojciec gębę wykrzywia w uśmiechu. Kamere, cyfrówke czas kupić! Tatuś dobry tatuś. A jaki ma zarost! Jak krzaczory w pasie regla górnego. Taki gęsty. Gębę pokrywa. A śniegiem już też po bokach nie lada oprószony. Tak to sie rozwija, ta cała grafomania. Aż nią być przestanie! Ale ja tego nie doczekam. Ja zostane grafomanem, ja się będę infantylizmem szczycił. Mój głód pisania, zawsze pozostanie naiwny, dziecięcy. Ja nie Bukowski ani Witkowski. Ja do Gombrowicza mam jak z Łodzi do Sidneja. Pisał będę. Bo lubię. Ty nie czytaj, bo nie lubisz. A jak lubisz, czytaj. Jak masz za mało swojej goryczy, to czerp z mojej. Jak masz za dużo radości, wzorój się na moim jej braku. Jak masz mnie w dupie, to miej. Mi nie zależy. Ja nie jestem andergrandowy, tak rzekł!

poniedziałek, 23 lutego 2009

ne regardez pas de nouveau dans le soleil

Ty zboku ty, obleśny fiucie. Bumelancie z Koziej Wólki. Z czym Ty do ludzi startujesz. Co ty reprezentujesz sobą, Ty niegodny. Bumelowanie w głowie i tyle, i tylko bumelować i wybumelować się, a tu przed Tobą wyzwania. Ludzie oczekują, stawiają Ci poprzeczke. Wklejają cie do albumu, z podpisem, co sam nie wymyślałeś, oni wymyślili. Ty się wstydzisz, ale twoja wina to, twoja wina wielka wina, grzech przeciw bogu i społeczeństwu. Już się tam marszałek Piłsudski w grobie przewraca, papież były nasz polak tak samo. A Ty? Ty zawodzisz, starasz się, czy nie starasz zawodzisz. Ludzie zaczeli widzieć, jak to z Tobą, już nie proszą. Leją na Cie, leją, strumień szczyn Cię po plecach biczuje, i na plecach wielkie F, zupelnie jakby na śniegu wypisuje. Frajer jesteś niegodny, czcigody, niewygodny. Ni do bitki ni do wypitki, ani do rozmowy, i naznaczony chodzisz tym efem na plecach. Wszyscy już widzieli, już Cie z założenia gnębią i jak szmate po ziemi, po ziemi, po tej polskiej ziemi co krwią spłynęła i blizną naznaczona. Obca moc zabrała, oddała i tak kilka razy. I od przedszkola do opola. I w kinie i w metrze. I z ziemi włoskiej do polskiej. A Ty? Karykaturo dalej żyjesz i tak błagasz, zlitujcie się. Ja wam nic złego wyrządzić nie chciałem, ja tylko chciałem, żeby mnie ktoś po głowie pogłaskał, grzecznie zmotywował. Bez chamstwa, wyższości. Tak na równi jak z człowiekiem. Ty jak człowiek chcesz być traktowany? To jak człowiek się zachowuj. To sie ustatkować winnyś i winnyś pomóc nam nieść wieńce pogrzebowe, na swoją ceremonie odejścia, przejścia, wyjścia, urodzin. I swoją grafomanie całą winnyś spalić i usunąś. Delete, delete. Krzyżem się rzucić na ziemię i całować te polskie posadzki. I błagać i jeszcze polska nie zginęła, bogurodzica i ave maryja. Umyć sie, uczesać, palnie rzucić, skończyć z hańbiącym procederem picia do lustra. Przykład dawać. Rodznie założyć 2+3 bo mamy w ojczyćnie naszej, kochanej ujemny przyrost. Na wybory chodzić, Radio maryje w radioodbiorniku nastawić. Lesiowi przytakiwać. I naród miłować i boga i o honor nasz w irlandii w dublinie walczyć. Bootcut spodnie sobie kupić, u szewca buty zamówić, spalić te patałaszki wszystkie pedalskie z zary z h&mu. Na koniec kochany, masz przeprosić wszystkich na ktorych Ci zależało za to, że Ci na nich zależało. I że do kurwy, wielkiej, aorty, tetnicy pulsacji ich doprowadzałeś, tym że chciałeś ich towarzystwa i że chciałeś żeby na Ciebie zwrócili uwagę i żeby pamiętali o Tobie. Wyrzucić broń na ziemie, padnij, powstań, pierdnij, spocznij. Baczność, ku chwale ojczyzny!

wtorek, 17 lutego 2009

annonce

Młodą, pijącą, palącą, rokendrolującą, niewyemancypowaną, jadącą ze mną na openera, w programie seks w namiocie i romantyczne granie na gitarze.

wtorek, 10 lutego 2009

piscine

Słuchaj! Usłuchaj mnie. Byłem na basenie. W ferie było za złotówke. A ja głupiec raz poszedłem. A tyle tam rzeczy do pooglądania. Ile wrażeń nie wychodząc z jacuzzi. Bo jest co oglądać, te jędrne uda wysportowanych mężczyzn (oni mogą chodzić na basen bez czepka) i jak bujają ramionami, a przy każdym kroku podskakują ich umięśnione klatki, a jak widzą jakąś fajną dupę to sięgają ręką do obcisłych kąpielówek adidasa albo riboka i poprawiają sobie jajka. A mają co poprawiać! Jądra dorodne, jak arbuzy, pękają prawie od testosteronu, a wąż jeszcze się wije wokoło, duży i gruby jak krew do tego napłynie. A włosów na ich ciałach, szukać strata czasu. Za chuja się nie znajdziesz. Pedałów oni błotem obrzucają, ale sami wydepilowani. Tylko pod pachą zostawiają, a tam też nie są za gęste. I tłumaczą, że to mięśnie tak działają, że włosy nie rosną. Jasne. Ale dziewuszek dla których mieli by sobie jajka na miejsce wracać na miejesce to niewiele, leżą pojedyncze sparowane gruba z ponętną gorące nastki. Pupa ponad tafle wody wystaje opięta w majtki od bikini z barlickiego. I myślą "spójrz tu". A chłopcy patrzą i myślą "Wyjde z dżakuzi, pójde przepłyne se raz basen, ze dwa razy, suty będę miał twarde, przejde dokoła. Jak będą patrzeć poprawie se fiuta, wezne go na lewo, i wróce do dżakuzi, potem pójdzie Ponury." Idą tak po kolei. Flirt jest, chemia, spotkamy się jutro. Taka feriowa, basenowa miłość. Bez gadania, to jest świat najlepszy. Chłopcy z zapadniętymi klatkami idą do śmieci, muszą pływać, dżakuzi jest nasze, nie ich. Cioty z zapadniętymi klatkami. Niech pływają. Zazdrośni będą, przeklinać będą, ale Dupy nasze są. Basen jest nasz. Niech tylko spróbuje wejść do dżakuzi albo do sauny! Piekło będzie i żadna woda z basenu go tu nie ugasi. Ale oni nie wiedzą. Tępi, łysi, umięśnieni. Oni nie wiedzą że o 17 przychodzą rodziny z wieżowców, z rojnej i z domków z kakowskiej i nawet z retkini jadą. I przychodzą z bachorami, córka jest i synek jest. Mama ma obwisły biust i brzuch nieelastyczny po ciążach jest trzech, jedno dziecko niedoczekało wspólnej zabawy na basenie, bawiło by się, ale zdechło smutnie w szpitalu pępowiną zaduszone, na śmierć chrystusa i jego mękę, miejże je mario w swojej opiece. Rodzice podkrążone oczy, smutni, spracowani, całe życie zmarnowane. Dla dzieci tylko żyją. Tych srających, niegrzcznych, niewdzięcznych. Fuj, siedzą w tym dżakuzi, cisza bąbelki bąblują na powierzchni, mama chciała mieć takie w domu.
Ale nie ma! Miało być dżakuzi, a jest brodzik. Wanna była, ale woda za droga, boiler włączają tylko wieczorem, tata rano goli się w zimnej, pory się nie otwierają, morda czerwona, a przecież nie pije. A dzieci się chlapią w tym dżakuzi, tata podkurwiony, mama udaje że się relaksuje. Dobrze że woda mętna w tym dżakuzim bo dziecko sie zesrało, drugie poszczało. Kupa wypływa na wierzch, tata nie widzi bo patrzy się na młodą dupę jakąś co się do resztek mięśniaków przystawia. Mama oczy zamkniete nie widzi co się dzieje. Dziecko kupę do ręki bierze wącha. Rzyganie na całego do dżakuzi, do dżakuzi. Głośno na basenie oj głośno, dżakuzi też głośne.

piątek, 6 lutego 2009

z Synopy

Pewnego razu Diogenes zaczął onanizować się na rynku. Gdy ludzie zaczęli się przyglądać, on kontynuował, a gdy skończył powiedział: "Jakaż szkoda, że głodu nie można zaspokoić przez pocieranie żołądka".