piątek, 25 grudnia 2009

16

Nakurwić się, zeszmacić, wyruchać nawalone małolaty, ciągnąć się po ziemi do domu bez pomocy pierdolonych znanych lub mniej znanych. Stać na baczność przed inspekcja narkotykową, wysrać się rano i wprowadzić pożądną dawkę jakiegoś gówna pobudzajacego do krwioobiegu. Otworzyc notebook, napicać CV i skłamać tam sto razy, wysłać je do jebanych firm bez nadziei na odpowiedź. Wziać prysznic i wyskubać z portfela ostanie pieniadze na czerwone Marlboro. Zwalić sobie konia przy nagich zdjeciach amerykańskich gwiazd, wyszukać w internecie kolejnego zaskakujacego fabularnego pornosa. Zbesztać swoja dziewczyne, zbesztać matkę i ojca, zaprojektować zajebistą rzecz, wyrysować na kartce życiorys żyda w auschwitzu, choinke przyozbdobic chinkami na sznurku i wielkimi wibratorami dokoła poobsadzac. Wyskoczyć na kawe i wypalić pół paczki wyżerających mi zdrowie petów. Przedstawić swoje radykalne poglady o zezwierzeceniu i o naturalnych instynktach. O mniejszosciach seksualnych i innych rasach. O filmach klasy B i historii polski. Zjeść ciężkowstrawny obiad, wypić setke miętowej żołądkowej, wypalić drugie pół paczki papierosów. Kupić nowy patałaszek, kupić nową paczkę papierosów. Wynaleźć nową maszynę i zapierdolić komuś za to jak wyglada. Jechać tramwajem, zatykać nos przed jebiącym żulem, błagać o wybaczenie, błagać o prawdę, błagać o pokój, poniżać się intelektualnie. Przyciąć włosy na kutasie, wpakować sobie paczke gumek do tylnej kieszeni, prosić o rękę, prosić o zaproszenie. Kupować jedzenie niedoprzejedzenia, śmierdzieć, łysieć, linieć, udawać, grać, przedstawiać. Jebać się, dawać miłość, szukać sensu.

poniedziałek, 30 listopada 2009

15

Najlepszą oceną dla artysty jest orgazm. Dzielo nie moze wywolac nic bardziej ekscytujacego.
Viva Pornografia!

sobota, 7 listopada 2009

14

Wielki ładunek energii seksualnej rośnie i rośnie i biegnie ku wolności, kurwa zapierdala.

wtorek, 3 listopada 2009

13

zawsze musi byc jak ja chce. Tylko moje checi sa racjonalne, wszystkie moje checi sa spektakularne. Zawsze ostatecznie jest jak ja chce.

poniedziałek, 2 listopada 2009

12

Nowy biust, nowa wagina, nowa pupa, nowe plecy, nowe podniety, nowe stopy, nowa łechtaczka, nowe nogi, nowe oczy których nie pamietam koloru, nowe dłonie, nowy język, nowe fantazje, nowe perfumy, nowy sok i nowe zeby, nowa technologia i ruchy, nowe włosy, nowy zapach, nowy smród, nowe rozpoznanie, nowe orgazmy i nowe depresje, nowe narzekanie i nowa erekcja, nowe połykanie, nowe łopatki, nowa miednica, nowy pępek, nowa bielizna, nowe paznokcie nowo obgryzione, nowe pieprzyki, nowe pryszcze, nowe syfy, nowe brwi i rzęsy, nowe dziury, nowy głos, nowa wagina, nowa dziewczyna.
teraz wybieram Ciebie, teraz Ty bedziesz moją seksualną fantazją, na troche bądź na dłużej. Wszystko będzie nowe, szybkie i nienudne. Będzie niepokojące, spektakularne. Udobruchamy tym wiecej niż nas dwoje i poznamy nasze genitalia. I potem jak bede udawał, że Cie nie znam bedziesz wiedziała co sobie poprawie w kolejnej ciemnej bramie i Ty bedziesz czuła satysfakcje. I ja bede czuł satysfakcje bo okazałem się skurwielem a Ty tego chciałaś. Będziemy ukontentowani i nie tylko my.
Już wiesz, że to Ty? Pewności nabrałaś, że to Ty?

wtorek, 27 października 2009

11

Zakrzywienia czasoprzestrzeni okazują się miec nie tylko wpływ na niespodziewane i nieprawdopodobne zbiegi okolicznosci ale też na romantyczne uniesienia i niewytłumaczalne uczuciowe gesty. Polegają one mniejwięcej na tym, że w momencie kiedy dwoje ludzi łączy jakieś tam bliżej nieskonkretyzowane ale wyraziste uczucie, bez werbalnej wymiany informacji mają miejsce rzeczy, na które mamy niewypowiedzianą ochotę. Działanie ich jest dosyc zawiłe i skomplikowane, jest to jednak fakt niepodwarzalny przeze mnie zbadany. Teraz w sposob naukowy przybliżę wam perwersyjne działanie czasoprzestrzeni, która zazwyczaj sztywna i nieugięta robi coś fantastycznie i kosmicznie nieprawdopodobnego (dodac musze, ze coś takiego przydarzac się może tylko komuś na tyle wybitnemu i wyjatkowemu co ja, bądź komuś kogo obdarze wyrazistym uczuciem), otóż nastaje moment konsternacji, w ktorym jedna ze stron zaczyna dostrzegac brak czegos, kogos albo ewenualnie bardzo intensywnie mysli na temat ją nurtujący. Wtedy własnie nastepuje zakrzywienie czasoprzestrzeni. Umysł mój wtedy na ułamek sekundy przenosi się do przyszłości, bardzo bliskiej przyszłości, w której strona pierwsza (ta od silnych odczuc) dzieli sie ze mna swoją potrzebą, umysł mój po ułamku sekundy wraca do teraźniejszości, w mojej podswiadomości jednak zakodowana zostaje informacja którą nabyłem podczas krótkiej wizyty w przyszłości. Nie pamietam jednak ma sie rozumiec o niczym z tego prostego powodu, że uzyskiwanie cennej informacji, ktora ma prowadzic do romantycznego gestu nie miało jeszcze miejsca, z zakamarkow mojej podswiadomosci jednak dociera informacja do mojego do kory ruchowej i do jakiegos jeszcze jednego ośrodka o tym co ma sie zaraz wydarzyc a moje ciało w połowie bezwolne wykonuje romantyczny gest powodując zaskoczenie u strony pierwszej (tej od chcenia) bo utrafiam dokładnie w tą rzecz na która miała ta strona ochotę.

czwartek, 17 września 2009

10

Orgiastyczne rozmowy, pijaństwo i analne rozpoznanie, konsumowanie zwłok i feniksologiczne odradzanie się ułamek sekundy po kanibalistycznym stosunku płciowym. Moje życie jako upadek etyki i moralnosci, śmierć boga i obyczajów, nowoczesny libertyn, współczesny dandys. 

niedziela, 13 września 2009

9

Niezrozumiałe dla mnie samego stało się moje postrzeganie, dziwne zmiany percepcji, uniesienia emocjonalne i duchowe. Zmieniają się moje potrzeby czasem dodatnio, czasem ujemnie. Nietzscheański charakter niektórych moich myśli zawodzi. Czasem chciałbym nawet, żeby okazało się, że bóg nie umarł, żebym mógł w całej tej mistycznej znajomości odnaleźć kompana wszechwiedzącego, oferującego ponad stu procentowe zrozumienie. Fascynacja pięknem antycznych bohaterów wzmaga moje natchnienie, skatologiczne motywy ścienne między jońskimi kolumnami i kolumnada penisów odciągają mnie od rzeczywistości.
Przed lustrem napinając mięśnie oplatające mój idealny mleczny szkielet, opięte alabastrową skórą, zastanawiam się jakim sposobem ludzkość tego nie dostrzega. Ja jako antyczny heros, nadczłowiek, rozdwojony jestem między epikurejskim pożądaniem a romantycznymi rozterkami Wertera. W drodze do społecznego lub fizycznego samobójstwa przeżywam weltschmertz w ramach którego oddaje się demotywującym czynnościom pokroju leżenia, samotnych maratonów filmowych i nocnego oglądania powtórek programów naukowych, odrzucam wszelkie kontakty międzyludzkie poza tym jednym najbardziej wyniszczającym. Zaciągam się nim głeboko, absorbuje całym umysłem, mój penis w nim głęboko zanurzony dąży do orgazmu w sprzeczności z umysłem który płacze na sucho. Będąc w skrajnej fazie każdego ze stanów osiągam idealny bezsens istnienia, coś zupełnie białego albo zupełnie czarnego, bez ujemnych i bez dodatnich odstępstw. Idę brukowaną ulicą ku bramie piekielnej edenu.

środa, 19 sierpnia 2009

poniedziałek, 10 sierpnia 2009

8

Budapeszt, Budapeszt. Paryżu będziesz musiał się postarać.

środa, 22 lipca 2009

7

Jak wracaliśmy powiedziałem

Jestes dla mnie jak gra w klasy
Nie ma na świecie żadnej ksiązki,
którą tak bardzo chciałbym przeczytać
Ale za każdym razem jak próbuję, nie mogę jej skończyć.
I zaczynam jeszcze raz, i znowu
I zamierzam tak długo próbować aż ją skończę. 
A ona wtedy stanie się moją ulubioną książką.

piątek, 17 lipca 2009

Lekcja życia numer 1

Jeżeli masz wszystko w dupie, w końcu dostaniesz w tą dupę wielkiego kopa. Ale takiego wielkiego, że się nie pozbierasz.

czwartek, 16 lipca 2009

5

Nie wiem z czego to wynika. Zdaje się, że jak jedna rzecz idzie źle to cala reszta zaczyna się walić. To jest jak z goździkiem u mnie na parapecie. Zaczęło się od liści, potem uschła łodyga i w koncu odpadł mu kwiatostan. Choroba goździka nie wynika z zaniedbania, bo dbam o to zeby mial co pić i żeby słońce na niego świeciło jak trzeba, a jak trzeba dostarczam mu i cienia. A on na złość mnie postawnowił zdychać. 

6.

Wybrałem się dziś na egzamin. Wstalem wyjatkowo wczesnie. W sumie byłem zestresowany, nie miałem ochoty jeść więc wmusiłem w siebie dwa tosty z masłem orzechowym. Wypiłem do końca mleko i zacząłem ciąg papierosowo-telewizyjny. Znaczy to tyle, że na każdej przerwie na reklamy chodziłem na balkon żeby wypalić papierosa. Siadałem na rozgrzanym do granic aluminowym parapecie odkrecałem słoik na kiepy i otwierałem pierdolonego Kerouaca, żeby doczytać w końcu tą piekielnie zawodzącą mnie książkę. Co pół godziny prawie skwierczałem i gotowalem sie we wlasnym pocie, tak długo aż ustnik nie zaczynał mi wypalać na wargach tych babrzących się ranek. Książkę tą czytałem tylko po to żeby nie myśleć o tym jak mi gorąco, a szkoda bo dzień wcześniej o 18.30 w amoku biegłem do biblioteki zanim ją zamkną żeby wypożyczyć beatnikowskie w drodze. Potem wracałem i powleczony lepkim potem kładłem się na kapie żeby kontynuować przerwany reklamami program randkowy. Kolo 13 po szybkim prysznicu zabrałem się za dokładne zaostrzenie 21 ołówków. W pudełku znalazłem kieszonkowy różaniec. Pewnie na szczeście. Zostawiłem go na wszelki wypadek. 
Oczywiście wyszedłem z domu za późno, najpierw biegłem z torbą w ręku na tramwaj którym dojade do skrzyżowania politechniki z mickiewicza, potem przejściem podziemno-nadziemnym do starego 46 żeby przejechać się jeden przystanek do radwańskiej. W przerwie między biegiem a biegiem zdążyłem kupić paczke czerwonych marlboro. Wszystko było idealnie wymierzone. Na korytarz na 7 piętrze wbiegłem w momencie kiedy facet wyczytywał moje nazwisko. To sie nazywa szczeście. Może to ten różaniec w wersji mini tak skutecznie zadziałał.
Te zagięcia czasoprzestrzeni są niezwykłe. Wszystko dzieje sie w taki sposób, żeby spełniło się coś co wydawaloby się mało prawdopodobne. Pewna dziewczyna kiedys opowiadała mi jak jej matka stojąc przed domem mówiła o mężowi o tym, że przydała by im się kora do klombów, nie minęła sekunda a przed dom podjerzdża facet w żuku i pyta się czy nie potrzebują może kory. Warto wspomnieć, że mieszkali w miejscu gdzie nadwyraz rzadko ktoś się pojawia.
Usiadłem między kolesiem z sygnetem na serdecznym pacu i z twarzą urodzonego na jakiejś polskiej wsi, prawdopodobnie gdzies na zachodzie, a dziewczynką w czarnych butach z h&m i jakąś nieskonkretyzowaną miną, coś pomiędzy stresem a zakłopotaniem. Egzamin przebiegał jak to zazwyczaj takie egzaminy z rysunku przebywają. Chyba nic szczególnego się nie wydarzyło. Koleś o wiejskiej tawrzy, Piotr (tak przynajmniej sie podpisał) zjebał cały jeden rysunek, więc prawdopodobnie nie dostanie się na swoj ukochany kierunek. Wyszedłem niespiesznie godzine przed czasem, kupiłem coca-cole wyciągnąłem pierdolonego Kerouac'a (oh czemu nie wziąłem Cortazar'a) i postanowiłem poczekać przed wejściem próbując wynagrodzić sobie cztery godziny niepalenia serią kilku papierosów pod rząd. Nie czekałem długo i szybko wyszła najbardziej pożądane przeze mnie postać. Poczęstowałem ją papierosem, pogadaliśmy troche, skrytykowałem pokolei kilka osób i poszliśmy. Potem straciłem przyjaciółkę a mama rzuciła we mnie skarpetkami. Hipohondryczka z menopauzą.

wtorek, 14 lipca 2009

3

dwa różne wydania tego samego. Chce wszystko na raz. Będę miał wszystko na raz.

czwartek, 9 lipca 2009

2

Nie wiem czego chce, a co gorsza nie wiem też czego nie chce. 

poniedziałek, 29 czerwca 2009

1

Decyzja została podjęta. Pare dni temu, spontanicznie i trafnie. Francuska melodyjka idzie w odstawkę. Oto przede mną stoi, materialny mój ulubiony obraz. Wpatrywanie się w niego przynosi mi satysfakcję, której od dawna nie mialem okazji zaznać. Jest tak namacalny, że usta mi się rozwierają. Rozwierają. Ja ten obraz całuję. On ani myśli mi się opierać. Odcięty od żeczywistości, ale w niej zanurzony. W fabrykanckiej otoczce. Świadomy i podniecający. Milczący i ja milczący. Bezwietrzenie z komarami i z żydem rozdzieranym przez dwóch ssmanów w ramach spełnienia życzeń. Wygrywa ten po lewej i śmieje się. Głośno. Drugi też się smieje, bo koledze tym razem się poszczęściło. Doskonale wie, że nie ma się czym martwić. Przed krematorium otoczonym dokoła makami polnymi. Kolejka długa jest. Kolejny żyd posłuży za obojczyk indyczy i może w tej wesołej zabawie tym razem jemu się poszczęsci a nie hansowi. Hans w zeszlym tygodniu mial to szczescie i z Johanem spór o spełnienie życzenia wygrał. Zabawy potem nie było końca gdy spełniło sie za sprawą jahwego życzenie Hansa o tym, żeby się dziewczyny z bloku pielegniarskiego na piszczotliwe podszczypywanie zgodziły. A jak się śmiały wniebogłosy. Od tego czasu moi drodzy nazywamy takie śmiechy "boki zrywać". Trafne nadwyraz.

niedziela, 21 czerwca 2009

bon choix


Stojąc między wielkim masturbatorem a la valse d'amelie wypalam waleta, popijam budweiser'em. Myślę sobie, Serge co Ty byś zrobił?
Ach kobiety. Ja dla was wszystko. Takie nęcące, oczy mi wypalacie. I we mnie takie skrajności znajdujecie. Pojebanego ze mnie robicie. Wy tak perfidnie wykorzystujecie swoją kobiecość i moją godność i mój męski umysł.
  


 
Salvador Dali, Wielki Masturbator

niedziela, 14 czerwca 2009

Criez mon nom plus fort

Zakładam okulary -1 na lewe oko. Byłbym szalenie modny gdyby to były rajbany zerówki a za nimi szkła kontaktowe co nadałyby moim oczom wampirzą barwę. Widzę więc znacznie lepiej. Leżę na wznak i w głowie słyszę jak mi Soko śpiewa o jej wilgotnych snach. Przed oczyma zamkniętymi pojawią mi się co chwila psy liżące się po jajach i dzieci z Etiopii z ciążą głodową i muchami latającymi wokół głowy, mieszkające w szałasach z krowiego gówna, i w ogóle otoczone gównem zewsząd. To pomocne, w momencie otwarcia oczu bowiem zbliżam się do hepiendu nazbyt szybko. Mówie sobie "nie spal żyda, Jack. Zamknij oczy, te obleśnie psy liżące się po jajach, te dzieci z Etiopii je głaszczą, a te psy liżą je po piętach. Pamiętasz? Zamknij więc kurwa oczy." I zamykam, mózg mi się przełącza na podświadomość. Żywotny głośnik napierdala coraz głośniej, teraz jest ten moment "I LOVE YOUR DICK". Dobra stacja, antena dobrze się sprawuje.

sobota, 13 czerwca 2009

Shopper Magazine is a magazine based in Beijing,China. We are a printing magazine(monthly issued),
focusing on high-street brands,young fashion style,fashion business and pop culture of China and abroad.
Please contact outsidershirley@gmail.com if you're interested in our magazine.

czwartek, 9 kwietnia 2009

Je passe par des changements

Siedzę, trzymam w palcach prawej dłoni papierosa. Między wskazującym a fakiem. Strząsam popiół do szklanej popielniczki. I opowiadam. Doglądam przez dym twoich oczu i twoich. Chcę widzieć czy słuchacie. Little less conversation leci z jakiegoś sprzętu do odtwarzania. Wcale nie wpływa to zbyt szczególnie na klimat mojej opowieści. Leci bo leci. Potem się zmienia piosenka na opalizującą w oknie wersję wonderful world. Potem się już nie skupiam. Nie wiem czemu, nic interesującego się nie dzieje. Wszystko nudne, wszystko tak mało mnie porywa. Ale czuję, że się poce. Poce się bo opowiadam. Jestem gejzerem dowcipu, Ty sluchasz a ja znów zapalam. Butelka twist off odkrecona. Wypijam wszystko co bylo w szyjce i jeszcze trochę z pojemnika właściwego. Zaraz wychyle do końca, jeszcze ze dwa podejścia. Dym gęstnieje, trzy zapalone już papierosy nad stolikiem, strasznie śmierdzi. Boli mnie od tego głowa. Wchodzą dwie dziewczynki. Patrze. Czemu nie wchodzisz Ty? Przecież jesteś ich koleżnkom widziałem na naszej klasie. Kupują w szklance i idą na taras. Nie wiem czy by mi się chcialo siedzieć w taką pogodę na tarasie. Nie to, że jest brzydko. Ale już pod wieczór jest troche chłodno. Ale wiesz? Gdybyś Ty weszła nawet później, to bym wyszedł i na taras, i bym tam usiadł. Ale to później. Bo opowiadam, a dym gęstnieje. Piję póki czuję po butelce, że jest jeszcze zimne. To jest taka przerwa na odświeżenie w głowie fabuły. Wtedy sie nie rozglądam. Tylko patrze jak sie przelewa przez szyjkę. A w głowie układa mi się dokładnie co mam mówić. Potem i tak to wszystko poprawiam, także brzmi tak samo dobrze, jak dobrze wcześniejsza wersja brzmiała w mojej głowie. Nauczyłem się już. Już pamietam, że to co jest w twojej głowie zazwyczaj brzmi lepiejniż w chwili gdy już wibruje w powietrzu, a bębenek tymi wibracjami pobudzony, porusza układem kosteczek słuchowych. Dlatego już tego nie robie. Głupota brzmi lepiej niż, wymodzona, ułożona mądrość.

..

butelka odstawiona, stoi obok dloni z kolejnym papierosem. Usta mi się ruszają, wykrzywiają, żeby tylko dźwięk dobry mi wyszedl. Ty sluchasz, a Ty się już zbierasz. Coś tam mówisz, że "cześć". Ale pamiętasz, na początku bylo ciężej, tak jakoś mi na język nic nie przychodziło. Ale teraz. Teraz! Teraz jest temat pierwsza klasa. Ja mówie i jest zainteresowanie. Ty mówisz, że "cześć", ale widzę. Widzę ubolewanie na Twojej twarzy, że idziesz. Bo się narysowalo Ci na oczach, że chcesz jeszcze słuchać. Ale ja Ci nie powiem "zostań". Dopóki jeszcze Ty mnie bedziesz słuchać. Ja za sobą nigdzie nikogo ciągnąć nie będę. Ja zmienie temat, w między czasie sprawnie opróżnię butelkę. Papieros ląduje w popielniczce. Moje oczy lądują na wchodzących ludziach. Nawet nie wiem kto wchodzi. Nie obchodzi mnie to.

środa, 18 marca 2009

* * *

"- Czy ta twarz Ci przeszkadza? - spytał Bukowski młodą kobietę. Byli na przyjęciu w Santa Cruz, po dobroczynnym wieczorku literackim [...] - Chodzi mi o to, czy uważasz ją za odrażającą - dodał dotykając kartoflowatego nosa i przypominającej owsiankę skóry.

- Nie - odpowiedziała ostrożnie. - Myślę, że człowieka należy sądzić po jego wnętrzu.

- Bardzo dobrze - powiedział. - Chodźmy się zatem pieprzyć."

Charles Bukowski: W ramionach szalonego życia.

niedziela, 15 marca 2009

J'ai besoin de plus de temps

Co się okazuje. Okazuje się powiadam, co jest już jasne dla większości. Okazuje się, przed oczyma mymi, to o czym wiedzą. I ja wiedziałem, ale nie odczułem. Teraz jednak czuję. Czuję, że nie mam o czym pisać. W chwili gdy doglądam w sąsiednim pokoju, poświatę ciepłą. Kiedy zaczynam dostawać kurwy, pulsacji tętnicy u szyi, jak mnie to światło po piętach i tyłku, smaga, pieści mnie. A ja w tym pokoju przy tym biurku. Siedzę, a ta jasność błoga mnie łapie za rękę. Ja jeszcze czasem mówię, że weź spierdalaj. Że ja tutaj swój los na szali co wieczór ważę. Ja nie mam kurwa czasu na jakieś uśmiechy i pierdoły. Ja myślę, że mnie to jednak pochłonie. Już mnie pochłania, połyka, przeżuwa, stopy moje rozkosznie są przez zadbane dłonie ni to masowane, ni to lizane szorstkim językiem ciała. Mi czasu trzeba, żeby się przestawić. Mówią starzy górale, że jak się za szybko zakłada buty wiosenne i kurtkę, to wiosna się spóźni, ta ładna. Że plucha będzie i breja. Ja tak do tego pokoju obok za szybko przejść nie mogę. Bo jak to po tym siedzeniu w moim zatęchłym, wyjść na światło od razu. To można ślepoty dostać.

..

Albo to mi się wydaje. Może to z kibla ta poświata nęcąca dochodzi. A ja przejdę do pokoju obok, a tam ciemno, podłoga zakurzona, ściany z tapetami starymi. I będę znowu tam bladą opaleniznę hodował. I cały zarośnięty, dalej będę z butelką wódki przed lustrem wielkim, kurwa zwierciadłem ściennym siedział. Że to kurwa, ściema. Że ja podniecam się, pakować się zaczynam, i golić też się miałem zamiar. I chciałem śpiworek zabrać i jaśka pod Głowę. I wbiegnę, nawet uśmiechał się będę, jeszcze niewierząc w to co widzę. I tylko kurwa to taka, była nadzieja, taki głupiec, że szczęśliwość.

..

Boże, kurwa, jeżeli możesz spełnić te wszystkie błagania ludzi, jeżeli współpracujesz z buddą i z Allahem i z różowym jednorożcem, to mnie wysłuchasz. I spółką, wszyscy wy wielcy kosmosu. Sprawcie, że to jest prawda. Że ten pokój to na litej skale jest zbudowany, że marmury się wznoszą pod sklepienie i konstrukcje tworzą wytrzymałą. Niech ten pokój do kurwy nędzy nie będzie fatamorganą. Bo co wam kurwa szkodzi i mnie uszczęśliwić.

Nie?! Wy kurwy. Ja sam będę dążył. Sam osiągnę ten jebany próg, choćby montewerest się z nim nie równał. Swój płód wyliniały w razie potrzeby zrzucę. Ale osiągnę sam w śniegach, powodziach i pożarach próg. I wytrysnę! W powietrze białe chmury się wzniosą i na szczytach piersi będą jak stearyna gorące strupy tworzyć. A ja z pomiędzy tych wąwozów wyjdę, triumfując nad bogiem i nad kobietą. I z progu razem będziemy patrzeć na ten ocean głęboki. Z horyzontem po drugiej stronie przedpokoju. Z kolosem rodyjskim na straży, będziemy spać pod palmami i klonami.

poniedziałek, 2 marca 2009

ordure

Kurde, chciałem napisać o marginesie. Miałem ochotę tam kwalifikować ludzi. Byłoby fajnie. Miałem nawet taką fajną metaforę marginesu, że coś, że kurwa, że latarnie czerwone, jakoś odgradzają. Jakoś mi to tak nie poszło. Tak bez, żadnej spójności. No ja bym to nazwał, że chujowe. Ale to nie mialo być sednem wszystkiego. Ten margines to miał tylko wprowadzić. Do jeszcze fajniejszej rzeczy. Do kolejnego, jakiego potopu. Takiego potoku autodestrukcji. Ale nie, zrobie tego. Wie dlaczego? Bo mi się dziś od słońca endorfiny wytworzyły. I na diete antydepresyjną przechodzę z okazji wielkiego postu. I boże pomóżże mi się w tym postanowieniu utrzymać. Żeby mnie to wszystko podniebiosa wyniosło, żeby mi chóry anieslskie u stóp jezusa śpiewały alleluja, allelujea. Taka dieta! Cud! Rewela! Ile ona ode mnie determinacji wymaga, i siły woli. I nie powiem, może sam sobie nie dam rady. Może polegne! Ale skutek, nie byle kurwa jaki. Ludzie nie stosują, bo sie boją, że oszaleją ze szczęscia. Ale mój psychoanalityk mi powiedział. Żebym zaryzykował. Powiedział, z mniejszą dawką czekolady, zaeksperymenotwać warto. Ja tam nie wiem. Nie znam się. W każdym razie szaleństwo. Szczęscie, radość, Słońce, solar, czekolada. Różowe okulary, lalki barbi, pokrzywy. Bez Ciebie będę szcześliwy. Będę! Dieta cud bez efektu jojo.

czwartek, 26 lutego 2009

baise

Im więcej piszę, im częściej, im im im. Tym dokładniej rozważam znaczenie słowa chujowy. Potem zastanawiam się po raz enty, co to znaczy pierdolić. A potem zaczynam pisać. Potem kończe. I się zastanawiam, myślę. I co? I jest chujowo? Za dużo pierdolenia? Rozważam. No i jak? I albo całą grafomanię wypieprzam, albo poprawiam.

..

Ale na to potrzeba czasu. Zastanawiająco niewiele mi, kretynowi, zajęło było dojście do tego. Żeby nie było tak, że się zbytnimi emocjami unoszę. Ale unosiłem! Ale! Już nie. Już rozważam. I słowa i literki. I nie, że kurwa emocje, na kartce, wybuchające wulkany, gejzery parzące. Tylko kurwy wypasione, te emocje. Nie pączkujące. Tylko kurwa górnolotne! Bo przemyślane. To taka grafomania już nie pełzająca, srająca w pampersy, pieluszki. Tylko taka na czworaczka przez przedpokój z kijkiem w dziąsłach popierdalająca. Co już nocnika szuka, żeby się wysrać. Już przy meblach wstaje i sie przesuwa. Może jeszcze odległości do łydki ojca bez trzymanki nie pokona. Ale już na prostych kolanach. Już bez szorowania po podłodze. Już przy meblach i całą długość od telewizora (a guziczek też naciśnie) do ściany za kanapą. Ale łydka taty już czeka! Już tam ojciec gębę wykrzywia w uśmiechu. Kamere, cyfrówke czas kupić! Tatuś dobry tatuś. A jaki ma zarost! Jak krzaczory w pasie regla górnego. Taki gęsty. Gębę pokrywa. A śniegiem już też po bokach nie lada oprószony. Tak to sie rozwija, ta cała grafomania. Aż nią być przestanie! Ale ja tego nie doczekam. Ja zostane grafomanem, ja się będę infantylizmem szczycił. Mój głód pisania, zawsze pozostanie naiwny, dziecięcy. Ja nie Bukowski ani Witkowski. Ja do Gombrowicza mam jak z Łodzi do Sidneja. Pisał będę. Bo lubię. Ty nie czytaj, bo nie lubisz. A jak lubisz, czytaj. Jak masz za mało swojej goryczy, to czerp z mojej. Jak masz za dużo radości, wzorój się na moim jej braku. Jak masz mnie w dupie, to miej. Mi nie zależy. Ja nie jestem andergrandowy, tak rzekł!

poniedziałek, 23 lutego 2009

ne regardez pas de nouveau dans le soleil

Ty zboku ty, obleśny fiucie. Bumelancie z Koziej Wólki. Z czym Ty do ludzi startujesz. Co ty reprezentujesz sobą, Ty niegodny. Bumelowanie w głowie i tyle, i tylko bumelować i wybumelować się, a tu przed Tobą wyzwania. Ludzie oczekują, stawiają Ci poprzeczke. Wklejają cie do albumu, z podpisem, co sam nie wymyślałeś, oni wymyślili. Ty się wstydzisz, ale twoja wina to, twoja wina wielka wina, grzech przeciw bogu i społeczeństwu. Już się tam marszałek Piłsudski w grobie przewraca, papież były nasz polak tak samo. A Ty? Ty zawodzisz, starasz się, czy nie starasz zawodzisz. Ludzie zaczeli widzieć, jak to z Tobą, już nie proszą. Leją na Cie, leją, strumień szczyn Cię po plecach biczuje, i na plecach wielkie F, zupelnie jakby na śniegu wypisuje. Frajer jesteś niegodny, czcigody, niewygodny. Ni do bitki ni do wypitki, ani do rozmowy, i naznaczony chodzisz tym efem na plecach. Wszyscy już widzieli, już Cie z założenia gnębią i jak szmate po ziemi, po ziemi, po tej polskiej ziemi co krwią spłynęła i blizną naznaczona. Obca moc zabrała, oddała i tak kilka razy. I od przedszkola do opola. I w kinie i w metrze. I z ziemi włoskiej do polskiej. A Ty? Karykaturo dalej żyjesz i tak błagasz, zlitujcie się. Ja wam nic złego wyrządzić nie chciałem, ja tylko chciałem, żeby mnie ktoś po głowie pogłaskał, grzecznie zmotywował. Bez chamstwa, wyższości. Tak na równi jak z człowiekiem. Ty jak człowiek chcesz być traktowany? To jak człowiek się zachowuj. To sie ustatkować winnyś i winnyś pomóc nam nieść wieńce pogrzebowe, na swoją ceremonie odejścia, przejścia, wyjścia, urodzin. I swoją grafomanie całą winnyś spalić i usunąś. Delete, delete. Krzyżem się rzucić na ziemię i całować te polskie posadzki. I błagać i jeszcze polska nie zginęła, bogurodzica i ave maryja. Umyć sie, uczesać, palnie rzucić, skończyć z hańbiącym procederem picia do lustra. Przykład dawać. Rodznie założyć 2+3 bo mamy w ojczyćnie naszej, kochanej ujemny przyrost. Na wybory chodzić, Radio maryje w radioodbiorniku nastawić. Lesiowi przytakiwać. I naród miłować i boga i o honor nasz w irlandii w dublinie walczyć. Bootcut spodnie sobie kupić, u szewca buty zamówić, spalić te patałaszki wszystkie pedalskie z zary z h&mu. Na koniec kochany, masz przeprosić wszystkich na ktorych Ci zależało za to, że Ci na nich zależało. I że do kurwy, wielkiej, aorty, tetnicy pulsacji ich doprowadzałeś, tym że chciałeś ich towarzystwa i że chciałeś żeby na Ciebie zwrócili uwagę i żeby pamiętali o Tobie. Wyrzucić broń na ziemie, padnij, powstań, pierdnij, spocznij. Baczność, ku chwale ojczyzny!

wtorek, 17 lutego 2009

annonce

Młodą, pijącą, palącą, rokendrolującą, niewyemancypowaną, jadącą ze mną na openera, w programie seks w namiocie i romantyczne granie na gitarze.

wtorek, 10 lutego 2009

piscine

Słuchaj! Usłuchaj mnie. Byłem na basenie. W ferie było za złotówke. A ja głupiec raz poszedłem. A tyle tam rzeczy do pooglądania. Ile wrażeń nie wychodząc z jacuzzi. Bo jest co oglądać, te jędrne uda wysportowanych mężczyzn (oni mogą chodzić na basen bez czepka) i jak bujają ramionami, a przy każdym kroku podskakują ich umięśnione klatki, a jak widzą jakąś fajną dupę to sięgają ręką do obcisłych kąpielówek adidasa albo riboka i poprawiają sobie jajka. A mają co poprawiać! Jądra dorodne, jak arbuzy, pękają prawie od testosteronu, a wąż jeszcze się wije wokoło, duży i gruby jak krew do tego napłynie. A włosów na ich ciałach, szukać strata czasu. Za chuja się nie znajdziesz. Pedałów oni błotem obrzucają, ale sami wydepilowani. Tylko pod pachą zostawiają, a tam też nie są za gęste. I tłumaczą, że to mięśnie tak działają, że włosy nie rosną. Jasne. Ale dziewuszek dla których mieli by sobie jajka na miejsce wracać na miejesce to niewiele, leżą pojedyncze sparowane gruba z ponętną gorące nastki. Pupa ponad tafle wody wystaje opięta w majtki od bikini z barlickiego. I myślą "spójrz tu". A chłopcy patrzą i myślą "Wyjde z dżakuzi, pójde przepłyne se raz basen, ze dwa razy, suty będę miał twarde, przejde dokoła. Jak będą patrzeć poprawie se fiuta, wezne go na lewo, i wróce do dżakuzi, potem pójdzie Ponury." Idą tak po kolei. Flirt jest, chemia, spotkamy się jutro. Taka feriowa, basenowa miłość. Bez gadania, to jest świat najlepszy. Chłopcy z zapadniętymi klatkami idą do śmieci, muszą pływać, dżakuzi jest nasze, nie ich. Cioty z zapadniętymi klatkami. Niech pływają. Zazdrośni będą, przeklinać będą, ale Dupy nasze są. Basen jest nasz. Niech tylko spróbuje wejść do dżakuzi albo do sauny! Piekło będzie i żadna woda z basenu go tu nie ugasi. Ale oni nie wiedzą. Tępi, łysi, umięśnieni. Oni nie wiedzą że o 17 przychodzą rodziny z wieżowców, z rojnej i z domków z kakowskiej i nawet z retkini jadą. I przychodzą z bachorami, córka jest i synek jest. Mama ma obwisły biust i brzuch nieelastyczny po ciążach jest trzech, jedno dziecko niedoczekało wspólnej zabawy na basenie, bawiło by się, ale zdechło smutnie w szpitalu pępowiną zaduszone, na śmierć chrystusa i jego mękę, miejże je mario w swojej opiece. Rodzice podkrążone oczy, smutni, spracowani, całe życie zmarnowane. Dla dzieci tylko żyją. Tych srających, niegrzcznych, niewdzięcznych. Fuj, siedzą w tym dżakuzi, cisza bąbelki bąblują na powierzchni, mama chciała mieć takie w domu.
Ale nie ma! Miało być dżakuzi, a jest brodzik. Wanna była, ale woda za droga, boiler włączają tylko wieczorem, tata rano goli się w zimnej, pory się nie otwierają, morda czerwona, a przecież nie pije. A dzieci się chlapią w tym dżakuzi, tata podkurwiony, mama udaje że się relaksuje. Dobrze że woda mętna w tym dżakuzim bo dziecko sie zesrało, drugie poszczało. Kupa wypływa na wierzch, tata nie widzi bo patrzy się na młodą dupę jakąś co się do resztek mięśniaków przystawia. Mama oczy zamkniete nie widzi co się dzieje. Dziecko kupę do ręki bierze wącha. Rzyganie na całego do dżakuzi, do dżakuzi. Głośno na basenie oj głośno, dżakuzi też głośne.

piątek, 6 lutego 2009

z Synopy

Pewnego razu Diogenes zaczął onanizować się na rynku. Gdy ludzie zaczęli się przyglądać, on kontynuował, a gdy skończył powiedział: "Jakaż szkoda, że głodu nie można zaspokoić przez pocieranie żołądka".

piątek, 30 stycznia 2009

est tombé amoureux du garçon

Poznałem faceta. Siedział w kinie, kurde prawie jakby we mnie. Taki interesujący jak na początek. Włosy krótkie raczej, płaszcz, szalik na drutach robiony. Oczy co prawda małe, wcale nieszczególne. Usta, jezuu. Jak u murzyna prawie, ale to nie to samo, bo bialy jest. Więc cos w nich jest takiego. Wręcz mnie pociągają. Wysoki, szczupły, a nawet trochę zabidzony, ale to nie przeszkadza w tym plaszczu i dużych butach wygląda jak seksowny wieszak retro. I sam siedział. Liczył pieniądze czy mu na kole starczy. Ale chuja, nie ma. Wstaje i idzie, tak dziwnie idzie, nieco ponętnie nieco łajdacko, jakby kulał. O boże co za szczęście przechodzi przez tą samą bramkę co ja. Ale teraz widze go lepiej, jest bliżej. Ma pryszcza na lewym płatku nosa i nierównomiernie jest zarośnięty. Ten zarost też taki jest nie do końca dojrzały. Może nie dba o siebie, a może się golić nie lubi bo mu się twarz psuje. No ale stoi tak blisko, że czuję jakie ma perfumy. O kurwa. Takie same jak ja, 1 milion od Paco Rabanne. Nie no, jeśli idzie na ten sam film co ja to znaczy, że to nie przez pomyłkę on tu jest. Że ja go poznać muszę.

Wchodzę na sale. Ide za nim po schodach krok w krok, czuję nawet nosem, gdzie dzisiaj chodził, bo to się czuje, gdzie kto był po zapachu podeszw. W końcu skręca. Patrze ja też musze już, mój rząd tu jest. Tak na schodach jest wypisane. On siada. Udaję póki co, że go nie widze. Ale do chuja pana. On zajął mi miejsce. To mówie "Tępy chuju, spierdalaj z tej grządki, bo to moja. Tak na bilecie mam, tak schody mówią i oparcie na fotelu." Nie schodzi i tylko mi fakiem wymachuje. To siadam obok bo wolne było. Ale co? Tego za wiele. Bo płaszcz położył mi pod dupę. To wstaje "Co Ty? Kaftan mi jeszcze będzie pod dupę podkładał?" A on dalej z tym fakiem w powietrzu. No to myślę sobie, że usiądę na nim może się odezwie. I z impetem się rzucam mu na kolana. A on nic ludzie się patrzą, dziwują. A ja leże rozpierdolony w fotelu i on też i telefon wyjmuje i pisze coś. A Ty, miłosnych piosenek Ci się zachciało, zapisywał w telefonie tekst piosenki ze słuchu, co leciała teraz z głośników. Pewnie już wie co będzie. Już czuje mięte i chemie. Ale, ale, teraz spokój. Reklamy sie zaczynają. I juz spokój był przez cały madagaskar. Ale to dziwne. Bo się ani trochę mi nie wpijał ani w plecy, ani w nic. Nawet było mi wygodnie. Napisy końcowe się zaczynają coś tam że Artur Żmijewski i inni aktorzy. To pewnie o dubbing chodzi. To już nie ma co siedzieć. I wstajemy momentalnie. Zakładamy kubraczki jednakowo szybko i schodzimy po schodach, a on wtedy mówi: "Podwiozę Cie, bo niedaleko mieszkamy" Skąd on wiedział, że niedaleko? Nie wiem, może mnie śledził. A tam, jebał to pies, zimno jest i nieprzyjemnie, snieg pada i opalizuje. Ah ale on opalizuje. Wsiadamy do samochodu. O ironio, skąd go boże wytrzasnąłeś, ma taki sam samochód jak mój stary. Wsiadam z lewej on z prawej. Podaje mi kluczyki mówi "Prowadź ja zapomniałem dowodu rejestracyjnego. Ja patrze, mam w kieszeni. Może mendy nie skminią co i jak, że przekręt tu zachodzi. To jade. Dobrze sie jedzie. Gadam sobie z nim, o takich różnych rzeczach. Nastawił nawet w radio moją lubioną eremef klasik. Jedziemy, jedziemy. I sie pytam w końcu gdzie mam się zatrzymać, żeby nie marzł jak będzie wracał. To on mi mówi żebyśmy do mnie pojechali, że mam tak ładnie w pokoju. To mu mówię "Dobra ale ja ide pierwszy do łazienki" a ja mu mówię "Co za różnica"

czwartek, 29 stycznia 2009

Mauve-foncé

Taka głęboka i okrutnie przytłaczająca purpura obyczajów i zachowań, wszystkich jebanych ramek i gwoździ dyscyplinujących tłamsi mnie, kłuje, po chamsku napierdala po łbie. I przewraca mi się we łbie od tego wszystkiego jakieś mroczki, czy halki latają pod sufitem. I mózg ryje jak pług ziemie. A te, te, rameczki Name it, read it, tune it, print it, Scan it, send it, fax, rename it, Touch it, bring it, pay it, watch it, Turn it, leave it, start, format it.

I ktoś w drzwi napierdala. Kurwa, ale naprawdę mocno. Zaraz je rozjebie. Co to przecież te drzwi, z metalu? Ja nie mówię, że proszę wejść albo, nieproszę. Jak chce wejść i tak wejdzie, wiec wchodzi. I krzyczy "Kup chleb! ten krojony". Cicho, cholera nie umie mówić, to się nie odwracam. To mówi jeszcze: "Jak pali, to niech nie pije z gwinta, tylko niech do szklanki nalewa. Bo wie co? Cuchnie gównem potem ta woda. Wie jak gówno śmierdzi? Nie? To niech wącha. Czuje, kurwa? To niech teraz powącha swoje palce. Patrzy! Jak gówno, ty obleśny, Ty caly śmierdzi jak gówno, sztućce jak dotyka to też ten smród na to przechodzi. A to nie takie zwykle gówno. Kurwa a moze to jakimś gównem z szaletu? Myśli? Szczególnie w niedziele rano. Takiego miejskiego, za który się nie płaci. Niech myśli i chleb kupi" Tak myśle. Ojciec palił, dlatego nie zyje. Matka nie pali i żyje. Dziwne.

Ide i zapalam papierosa. Idzie sąsiadka z trzeciej klatki z psem. Co za duży i ładny pies. I teraz będę musiał dzieńdobry powiedzieć, na usługach dobrego wychowania jestem, i mówie, że dzieńdobry. Chociaż dla mnie taki purprowy. Nie lubię jak tacy ludzie jak ta sąsiadka na mnie patrzą jak palę. Chowam więc szluga w dłoń, bo jest dość obszerna i przechodze obok. Zaciągam się dopiero jak będę do niej plecami. Nie lubie tego, bo w tym czasiem moglbym sie jeszcze ze 3 razy zaciągnąc i giną te grosze bezcenne. I czuję czasem jak mnie tak rozpierdala to całe palenie od środka. Nie wiem nie pale tak długo żeby już umierać. Wiec pewnie zanim umrę, będzie mnie długo bolało. Ale czuję ten ból aż w skroniach. I to on nie idzie od serca tylko naprzykład od prawego płuca, czasem od dołu lewego. Serce mnie boli jak sie zmęczę. Nie lubię się męczyć. Mam wtedy dysfunkcje wszystkich organów wewnętrznych. W sumię już widzę wtedy, furtkę do nicości, jest ladnie zdobiona. Ale jest zamknięta. Myślę sobię więc, że to podpucha, że to jest iluzja mojego mózgu, który mowi: "Tak nie wygląda wejście do nicości, nie tędy droga. Nie umierasz więc nie poznasz jak wygląda koniec twojego 'Ja'. To do twojego mózgu za mało dochodzi tlenu." Wtedy zapalam papierosa. I ta śmierć, jak ręką odjął. Co za wspaniały wynalazek te szlugi. Zabijają Cie a jednocześnie uciekasz dzieki nim do życia i normalności.

niedziela, 25 stycznia 2009

je deviens fou

Źle ze mną, dawno tak źle ze mną nie było. W sumie nie pamiętam kiedy ostatni raz było ze mną tak źle. Chyba nigdy nie zdarzyło mi się, że nie chciałem się budzić. Teraz tak jest. Wcale nie chce się budzić, jak śpię jest calkiem fajnie. Czasem nawet coś mi się śni i zazwyczaj nie jest to takie złe. Wiesz? Jest mi nawet gorzej niż wtedy jak ze mną zerwałaś a potem na haju patrzyłem jak ten jebany frajer próbował Ci wylizać gówno z jelit przez gardło. To mnie otępiło ale się pozbierałem. Rzecz w tym, że nie mam teraz punktu zaczepienia. Zawieszam się między niczym a przeszłością i mnie to ogromnie wkurwia. Nie widzę sensu istnienia. Bo właśnie w tym rzecz, że urodziłem się po to żeby życ tak jak żyję a potem umrzeć tak jak mam umrzeć. I myślę sobie, jak to byłoby zajebiście gdybym mógł ominąć etap życia. I uznać że pierdolnąłem z niedotlenienia w momencie gdy wysuwałem się z tego do czego teraz tak chetnie wracam, tylko że wracam do młodszych i do ładniejszych, często też nie do końca świadomy że to robie. Także jeśli uznam się za człowieka któremu mózg wyłączył się zarz po urodzeniu, nie mogę brać odpowiedzialności za to co robie, tym samym nie czuje się winny zła, które wyrządziłem Tobie i jeszcze Tobie. I jeszcze kilku wam. Nie jestem też odpowiedzialny za to co dzieje się teraz i nie bede odpowiedzialny za to co będzie za kilka dni i później, nawet jutro, a prawdopodobnie też za godzinę. Bo mój mózg jest wyłączony a ja jestem rośliną, nigdy nie poznałem świata, nigdy nie czułem smaków. Teraz tego nie piszę i nie wywieram wrażenia na nikim. To co dla Ciebie zrobiłem było nieprawdziwe. A to co zrobiłem dla Ciebie bylo jeszcze większą nieprawdą. Mam w nosie Ciebie i Ciebie i jeszcze kilku was. Naturalne jest też to, że rzeczy których nie zrobiłem, są faktycznie rzeczami których nie zrobiłem.

Życie to pustka i próbuje je wypełnić złudzeniami, stymulantami. A teraz brakuje mi złudzeń i stymulantów. Mam tylko życie, które aktualnie jest jak siatka foliowa, która powiewa na kiju, takim co w lecie podtrzymuje fasole. Czasem zabłąkana mucha po drodze z gnoju do domu zaplącze się w szeleszczące zmarszczki. I tak się będę rozkładał w chuj czasu i tak będę szeleścił i powiewał, a muchy będą we mnie gnić i będę śmierdział coraz bardziej. Nie tak jak wy. Torby biodegradowalne albo papierowe. Każdego aspiracją jest bycie taką nowoczesną torbą. Moje też by takie były, gdybym tylko nie zadusił się pępowiną.

czwartek, 8 stycznia 2009

quel dommage

Tak się złożyło, że oglądałem 1 stycznia moulin rouge. Tak tez się stało że koło 1 byla przerwa na reklamy. Nie mialem ochoty ich oglądać i zacząłem przeglądać inne programy, był jakiś film gdzie jacyś ludzie uprawiali seks i program o dźwigach. Trafiłem na TVP1 gdzie (o bożę dziękuję) leciał sens zycia wg. Monty Pythona. Obejrzałem. Jak się skończył stanąłem nad kiblem. Rozpiąłem rozporek, wyjąłem fiuta, poczułem zapach spermy i odlałem się. Poczułem nieodprata chęć napisania czegoś, a po pewnym czasie okazalo się, że nawet dokładnie wiem co to będzie. Napisałem wiersz i położyłem się na kanapie. Włączyłem tvn7, leciały laski na czacie, zachciało mi się rzygać. Nalałem sobie coca-cole. Była zimna wypiłem szybko. Wyszedłem na balkon i zapaliłem papierosa wróciłem na kanape i nalałem sobie wódki z colą. Wypiłem od razu do dna. Wyrzygałem sie i poszedłem umyc zęby. Stałem i patrzyłem sie na swoją twarz, patrzyłem się. Zacząłem widzieć się za 5 lat i za 10. Wypłukałem zęby i poszedłem do pokoju. Znowu włączyłem laski na czacie, miałem nadzieję, że moj fiut zrobi sie twardy ale nic z tego. Poszedłem do komputera włączyłem pornosa. Nie mogłem dojść. I gdzie te wszystkie dupcie co mają dać mi satysfakcje. Brakowało mi seksu tak bardzo. Dawno tak silnie tego nie odczuwałem. Ale poznałem sens życia.

Zacząłem pisać maile z. W pewnym momencie poczułem listowną więź, która chciałaby sie przerodzić w coś fizycznego. Bardzo szybko, za sprawą jednego maila, siła która miałaby przerodzić więź listowna w fizyczną, sflaczała. Ale możne to właśnie tak działa. Że żeby było fajnie nie może być łatwo. Ale miłość? Nie mam czasu. Mam tyrać? Chore uzależnienia i przyzwyczajenia, przywiązania, spacery, seks, kino, zakupy, zadrości, pewności, zaufanie, wszystko po to żeby stworzyć znowu równanie chemiczne. A to wszystko i tak workiem brudów co to się ma go przenieść przez wzburzony potok szczyn. Nie chce śmierdzieć, mam na głowie tyle ważnych spraw, ktore nie mają znaczenia.

Jak ogładam telewizje i nie ma nic wartego uwagi. I przeskakuje tak z kanału na kanał i zawieszam się na programach, które mówią mi o nowych sposobach na miksowanie, krojenie, masowanie i miksowanie za pomocą prduktów których cena pojawia się z boku ekranu. Ani mnie to nie interesuje ani mnie to nie obchodzi. Ale zawieszam się na tym na 10 na 20 minut i slucham tego faceta o niewiarygodnie zachęcającym głosie. A jak sie odrywam w koncu od tego to na następnym kanale widze panią która błaga mnie o to żebym wysłałem drogiego smsa albo zadzwonił. Mam szukać wolnej lini. Lubie słuchać ludzi którzy dzwonią. szczegolnie jak dzwonią panowie, którym podoba się pani prowadząca, albo dzieci które wymyślają na poczekaniu date urodzenia. I lubie jak ta pani w tipsach odlicza. Emocje rosną, może ktoś zadzwoni, może jednak ktoś zadzwoni. I dzwonią, w momencie jak pani został jeden wystawiony palec, co znaczy, że pani wizualizuje swoje odliczanie, a jeden palec w tym wypadku oznacza, że niewiele czasu już zostało, a nawet zostało go bardzo niewiele. I zgadują! W ostatnim momencie. Rewelacja.


oh!

piątek, 2 stycznia 2009

Jestem rolnikiem

Jestem rolnikiem
Na straży populacji stoję.
Mam własne pola bawełny,
Z krzakiem poliestru gdzieniegdzie.
Otoczone płotem z gumy,
Który dochodzi aż pod las z kreatyny.
Codziennie rozsiewam na nim
Te same nasiona.
Ale nic nie rośnie, marne plony,
Bo nie ma słońca pod grubą warstwą Jeansu.