piątek, 30 stycznia 2009

est tombé amoureux du garçon

Poznałem faceta. Siedział w kinie, kurde prawie jakby we mnie. Taki interesujący jak na początek. Włosy krótkie raczej, płaszcz, szalik na drutach robiony. Oczy co prawda małe, wcale nieszczególne. Usta, jezuu. Jak u murzyna prawie, ale to nie to samo, bo bialy jest. Więc cos w nich jest takiego. Wręcz mnie pociągają. Wysoki, szczupły, a nawet trochę zabidzony, ale to nie przeszkadza w tym plaszczu i dużych butach wygląda jak seksowny wieszak retro. I sam siedział. Liczył pieniądze czy mu na kole starczy. Ale chuja, nie ma. Wstaje i idzie, tak dziwnie idzie, nieco ponętnie nieco łajdacko, jakby kulał. O boże co za szczęście przechodzi przez tą samą bramkę co ja. Ale teraz widze go lepiej, jest bliżej. Ma pryszcza na lewym płatku nosa i nierównomiernie jest zarośnięty. Ten zarost też taki jest nie do końca dojrzały. Może nie dba o siebie, a może się golić nie lubi bo mu się twarz psuje. No ale stoi tak blisko, że czuję jakie ma perfumy. O kurwa. Takie same jak ja, 1 milion od Paco Rabanne. Nie no, jeśli idzie na ten sam film co ja to znaczy, że to nie przez pomyłkę on tu jest. Że ja go poznać muszę.

Wchodzę na sale. Ide za nim po schodach krok w krok, czuję nawet nosem, gdzie dzisiaj chodził, bo to się czuje, gdzie kto był po zapachu podeszw. W końcu skręca. Patrze ja też musze już, mój rząd tu jest. Tak na schodach jest wypisane. On siada. Udaję póki co, że go nie widze. Ale do chuja pana. On zajął mi miejsce. To mówie "Tępy chuju, spierdalaj z tej grządki, bo to moja. Tak na bilecie mam, tak schody mówią i oparcie na fotelu." Nie schodzi i tylko mi fakiem wymachuje. To siadam obok bo wolne było. Ale co? Tego za wiele. Bo płaszcz położył mi pod dupę. To wstaje "Co Ty? Kaftan mi jeszcze będzie pod dupę podkładał?" A on dalej z tym fakiem w powietrzu. No to myślę sobie, że usiądę na nim może się odezwie. I z impetem się rzucam mu na kolana. A on nic ludzie się patrzą, dziwują. A ja leże rozpierdolony w fotelu i on też i telefon wyjmuje i pisze coś. A Ty, miłosnych piosenek Ci się zachciało, zapisywał w telefonie tekst piosenki ze słuchu, co leciała teraz z głośników. Pewnie już wie co będzie. Już czuje mięte i chemie. Ale, ale, teraz spokój. Reklamy sie zaczynają. I juz spokój był przez cały madagaskar. Ale to dziwne. Bo się ani trochę mi nie wpijał ani w plecy, ani w nic. Nawet było mi wygodnie. Napisy końcowe się zaczynają coś tam że Artur Żmijewski i inni aktorzy. To pewnie o dubbing chodzi. To już nie ma co siedzieć. I wstajemy momentalnie. Zakładamy kubraczki jednakowo szybko i schodzimy po schodach, a on wtedy mówi: "Podwiozę Cie, bo niedaleko mieszkamy" Skąd on wiedział, że niedaleko? Nie wiem, może mnie śledził. A tam, jebał to pies, zimno jest i nieprzyjemnie, snieg pada i opalizuje. Ah ale on opalizuje. Wsiadamy do samochodu. O ironio, skąd go boże wytrzasnąłeś, ma taki sam samochód jak mój stary. Wsiadam z lewej on z prawej. Podaje mi kluczyki mówi "Prowadź ja zapomniałem dowodu rejestracyjnego. Ja patrze, mam w kieszeni. Może mendy nie skminią co i jak, że przekręt tu zachodzi. To jade. Dobrze sie jedzie. Gadam sobie z nim, o takich różnych rzeczach. Nastawił nawet w radio moją lubioną eremef klasik. Jedziemy, jedziemy. I sie pytam w końcu gdzie mam się zatrzymać, żeby nie marzł jak będzie wracał. To on mi mówi żebyśmy do mnie pojechali, że mam tak ładnie w pokoju. To mu mówię "Dobra ale ja ide pierwszy do łazienki" a ja mu mówię "Co za różnica"

Brak komentarzy: